Czesc 2. Narodziny ... i poszukiwania Prawdy...



Nasz Piotr urodzil sie w Siemianicach w Swieto Piotra i Pawla - 29 czerwca 1882 roku.
Pojutrze bedziemy obchodzic jego 138 urodziny i imieniny.
Jego Mama Apolonia/Paulina Wisniewska pracowala w Dworze Szembekow w Siemianicach. Przekazala synowi swoje panienskie nazwisko... Kim byl ojciec Piotra..., legendy rodzinne wskazuja konkretnego mezczyzne, jednak brak jednoznacznych dowodow obecnie pozwala nam mowic tylko o domniemaniu...

Wobec faktu, ze istotnym jest w tym momencie wpisu przedstawienie sytuacji dworskiej, pozwole sobie podac pewne fakty z zycia pierwszego planu dworskiego...

W czasie, gdy na dworze sluzyla moja praprababcia Apolonia Wisniewska glownym wlascicielem dworu byl Piotr Franciszek Szembek ur. 16.04.1843 roku (chrzest 13.05.1843 r.)

https://drive.google.com/file/d/1fFMmm8Zrq4Hqn7tcOdyGyS2Q8-cyd2YX/view

(zrodlo: https://genealogia.okiem.pl/forum/viewtopic.php?hilit=Zaremba*&t=32156

Dopiero w wieku 38 lat w 1881 roku poznal on podczas karnawalu swoja przyszla zone - 19-letnia wowczas Marie z Fredrow. Slub odbyl sie w tym samym roku - dokladnie 2 czerwca 1881 roku.
Od tego momentu Maria i Piotr Szembekowie rezydowali w Palacu w Siemianicach.

Jezeli ktos z Was - zacnych Gosci mojego bloga bylby zainteresowany szczegolami z zycia Marii Szembekowej polecam Artykul Bogdana Zakrzewskiego "Fredroviana w pamietnikach prawnuczki" (sa tutaj fragmenty Pamietnika Zofii Szembekowny - corki Marii i Piotra, pt. "Z dziejow Siemianic", autentyczne opisy losow rodziny Szembek):

We "Wspomnieniu o mojej matce Jadwidze z Szembekow Szeptyckiej" istnieje bardzo osobisty opis Jadwigi z Szembekow, rodzenstwa, rodziny, charakterystyki zycia dworu..., serdecznie polecam te lekture aby moc poczuc klimat tamtych dni, miejsc i ludzi...
 

Elżbieta z Szeptyckich Weymanowa Siemianice 16-17 XI 1990r

Wspomnienie o mojej Matce Jadwidze z Szembeków Szeptyckiej

Jadwiga z Szembeków

Szeptycka urodziła się 16 marca 1883 roku, jako najstarsze z 3 dzieci Piotra Szembeka i Marii z Fredrów Szembekowej. Otrzymała wraz z rodzeństwem bardzo staranne wychowanie.

Ojciec: uczestnik powstania styczniowego, do którego przekradł się przez granicę wraz ze swoim bratem Aleksandrem, wnuk Generała z powstania listopadowego, prawnuk Ignacego posła na Sejm Czteroletni. Matka: gorąca patriotka, wychowana przez swego dziadka Aleksandra Fredrę oficera wojsk napoleońskich oraz ojca, uczestnika powstania węgierskiego w 1848 roku.

Od dziecka prawie Jadwiga, nazywana w domu Inką, prowadziła ze swą siostrą Zofią pracę konspiracyjną. Za zgodą matki zorganizowały tajną polską szkołę, do której uczęszczały dzieci z Siemianic i Rakowa. Uczyły dzieci w małych grupach 2 razy w tygodniu każdą grupę. Uczyły też religii po polsku. Za dobrą naukę otrzymywały dzieci nagrody książkowe.

Gdy groziła na wsi rewizja niemiecka, uczennice same, z własnej inicjatywy, zebrały po domach rozprowadzone po wsi polskie książki, gdyż panienki zorganizowały też wypożyczalnię polskich książek. Niezawodnym efektem tej nauki, był fakt, że gdy po kilku latach nauczyciel szkoły siemianickiej hakatysta-niemiec, zadał dzieciom, za karę, napisanie 200 razy jakiegoś niemieckiego zdania, jedna z uczennic, napisała 200 razy: " noch ist Polen nicht verloren "!-Jeszcze Polska nie zginęła! Gdy były trochę starsze, Inka i Zofia wraz z bratem Aleksandrem, próbowały swą działalność rozszerzyć, wyjeżdżając konno, niby to spacerem, na pobliski Śląsk i tam rozdając książki polskie i polskie książeczki do nabożeństwa, ściągnęły na dom represje i rewizje.

Z inicjatywy Inki powstaje też wśród dzieci okolicznych ziemian, organizacja "Dzieci Polskie", polegająca na zbieraniu składek pieniężnych i wysyłaniu ich, za pośrednictwem redakcji Dziennika Poznańskiego, na takie cele, jak Czytelni Ludowych lub Dzieci wrześnieńskich. Do redakcji wpływały czasem zapytania: co to za "Dzieci Polskie"? ale anonimowość obowiązywała.

Po śmierci ojca, Piotra Szembeka, gdy moja Matka ukończyła 13 lat, babka moja specjalnie starannie dobierała nauczycielki i nauczycieli by dać dzieciom, chowanym bez ojca, jak najlepsze wykształcenie. Rozwinęły się w ten sposób, liczne zdolności mojej Matki, które miały zaowocować w jej dalszym życiu.

Zdolności literackie, odziedziczone po Fredrach, wyrażały się w bardzo pięknych wierszach: przede wszystkim w poemacie "Rodzinne Kąty", w pięknym wierszu do matki, z podziękowaniem za wychowanie i z refrenem: "za to Ci Matko cześć" i w wierszu do narzeczonego, a potem męża, Leona Szeptyckiego, zaczynającego się: "Pójdziemy razem w życia znój, na radość i wesele, Nie będziesz sam, kochany mój, ja radość Twą podzielę. A kiedy przyjdzie gorycz pić, Rzecz najzupełniej godna, Nie będziesz sam, kochany mój, spełnimy kielich do dna".

Ułożyła tekst i melodię do pieśni kościelnych: "Bądź pozdrowiona niebieska królowo, błyszcząca ponad gwiazd grono" i "O święty Idzi oto Twoje dzieci" o patronie siemianickiego kościoła, śpiewaną w tymże kościele.

Pisała też większe utwory prozą: nowelę "Anioł Pański" drukowaną w Przewodniku Katolickim i "Palec Boży" wydaną we Włocławku.

W wieku 18 lat napisała powieść dla młodzieży "Kasztelanka" z czasów Bolesława Krzywoustego, wskazującą, jak nie można ufać Niemcom. Książka ta była lekturą szkolną, zalecaną przez Tow. Szkoły Ludowej Galicji. Tłumaczyła też adaptując, dla dzieci polskich powieść angielską "Jaś-Ptaś", która doczekała się 2 wydań.

W późniejszym okresie życia, w latach 1918-1925, opracowała na podstawie źródeł liturgicznych francuskich, niemieckich, polskich i ukraińskich mszalik do nabożeństwa pt. "W kościele i w cerkwi", było to dzieło źródłowe, umożliwiające Polakom uczestniczenie we mszy św. nie tylko obrządku łacińskiego ale również obrządku grecko-katolickiego, nie było jeszcze wtedy mszałów rzymskich wydanych przez Benedyktynów, a znajomość liturgii, zwłaszcza grecko-katolickiej, była wśród inteligencji znikoma. Książkę tę, na jej prośbę, skonsultował Biskup Bocian i o. Reszetyło Redemptorysta.

Podpisała ją skromnie, inicjałami J.S. Zdolności muzyczne przydawały się Jej w późniejszym życiu. Prócz melodii skomponowanych, do ułożonych przez siebie pieśni, umiała zapisać nuty do pieśni ludowych, zbieranych przez siebie i swą siostrę Zofię, do pisanej Etnografii. Grała na fortepianie i uczyła nas, jako dzieci. Uczyła nas też pieśni, zwłaszcza patriotycznych z czasów niewoli i wskazywała, jak dobierać drugi i trzeci głos. Śpiewaliśmy dużo: rozmaite pieśni w kilku językach, kolędy, pieśni majowe i czerwcowe, śpiewane w czasie nabożeństw w naszej domowej kaplicy.

Mama zawsze intonowała. Zdolności malarskie, które niewątpliwie posiadała, rozwijała pod kierunkiem p. Tomasza Lisiewicza ucznia Matejki. Pamiętam go z czasów dzieciństwa, gdy na zaproszenie mojej matki, przyjeżdżał na lato z rodzinnego Krakowca do Przyłbic. Skromny, cichy, z siwą przystrzyżoną brodą i średnio długimi włosami, przystrzyżonymi z grzywką, jak u Piasta, mówił do Mamy "Paniuńciu" i "Pani Dobrodziejko". Moja matka malowała bardzo delikatne widoki akwarelą, ale brała się też do większych prac, np. ze starszymi córkami wymalowała ściany w kaplicy domowej w kwiaty: ostróżki, margeritki i liście akacji. Ołtarz był rzeźbiony przez moje rodzeństwo, wg wzoru rysowanego przez moją Matkę. Namalowała też z moimi siostrami grób pański do kościoła w Bruchnalu, na płótnie, olejno. Przetrwał on do drugiej wojny. Namalowała stacje Drogi Krzyżowej do tegoż kościoła i 2 obrazy świętych do cerkwi. Według własnego wzoru haftowała jedwabiem ornat, do naszej kaplicy: postacie 2 aniołów, z rysami twarzy mojej zmarłej siostry Marii i mej zmarłej kuzynki Zofii z pięknymi kwiatami i esami-floresami.

Ornat uratowany, wykończyły SS Franciszkanki Misjonarki i używany jest w ich kaplicy. Bardzo drobiazgowo odrysowała moja Matka wzory haftów, strojów, pisanek, skrzyń malowanych do swej etnografii. Etnografią zainteresowała się w wieku lat kilkunastu. Zauważyła na obrazie swego Stryja Stanisława, chłopów z Wielkopolski w dawnych, nie noszonych już strojach. Zaczęła dociekać, szukać, wraz ze swą siostrą Zofią, zaczęły rysować, malować, spisywać melodie i wyrazy gwarowe. Powstały w ten sposób "Przyczynki do etnografii Wielkopolski" wydane w Krakowie w "Materiałach antropologiczno-archeologicznych i etnograficznych" t. VIII rok 1906. Ukończyła tę pracę mając 18 lat. Praca zawierała 70 pieśni z melodiami, 33 rysunki strojów itd. Te zainteresowania etnografią przetrwały u niej, i już po ślubie kontynuowała prace etnograficzne na zachód od Lwowa, w Przyłbicach i całym powiecie jaworowskim. A był to teren jeszcze słabo przebadany, raj dla etnografa.

Jej żmudna, wieloletnia praca, nie została opublikowana. Przed wojną odkładano jej wydanie, żądano poprawek. Miała się podobno ukazać, jak obiecywano w 1939 roku. Autorka nie doczekała jednak wydania swej pracy. Część opracowania, przetrwała wojnę w Krakowie i leży tam do dzisiaj. Wykazano prawdopodobnie mniejsze zainteresowanie tą pracą, dlatego, że dotyczy wsi i ludności wiejskiej nazywanej w czasach mego dzieciństwa "ruską", a potem "ukraińską". Matka moja, tak rozpasjonowana swoją pracą, nie zauważyła, że etnografia, dotycząca mniejszości narodowych, może być mniej zajmująca i nie tak dobrze widziana.

Inną pasją mojej Matki, w latach młodzieńczych, były przedsięwzięte, wraz z siostrą Zofią wykopaliska archeologiczne. Miała wówczas 14 lat. Orząc pole w pobliżu Siemianic, jeden z rolników, znalazł ozdobne skorupki i małe przedmioty z brązu. Dowiedziawszy się o tym, panienki podeszły do sprawy poważnie. Nawiązały kontakt z dr Erzepskim, kustoszem Muzeum Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Odkopały kilka grobów z epoki rzymskiej, a wykopaliska, po odrysowaniu i opisaniu przekazały do tego Muzeum. Wyniki prac zostały opublikowane w 1902 roku w rocznikach Tow. Przyjaciół Nauki w Poznaniu. Moja Matka kontynuowała podobną pracę w Tarnowicy w okolicy Przyłbic, współpracując z prof. Kozłowskim. Spotkawszy się po II-ej wojnie w Poznaniu z prof. Józefem Kostrzewskim, kiedy się przedstawiłam, usłyszałam od niego gorące słowa podziwu, odnoszące się do pionierskiej działalności naukowej mojej Matki.

Nie wiem dokładnie kiedy, przed swoim ślubem, uczestniczyła moja Matka w kursach pielęgniarskich w Krakowie. Stąd jej umiejętności w zajmowaniu się chorymi i pielęgnacją, o czym mieliśmy okazję wszyscy się na własnej skórze przekonać.

Ślub moich rodziców, odbył się w Siemianicach 15.10.1902 w dzień św. Jadwigi. Udzielał go Metropolita Andrzej Szeptycki, brat pana młodego, za dyspenzą Ojca św., z racji na pokrewieństwo młodych. Mój Ojciec, Leon Szeptycki był najmłodszym synem Jana i Zofii z Fredrów Szeptyckich. Metropolita Andrzej, w przemowie w czasie ślubu, zalecił młodym małżonkom, by dążyli do Boga królewską drogą miłości.

Na ślubie prócz najbliższej rodziny, byli obecni:Rodzice pana młodego, jego 3 bracia: Metropolita Andrzej, Aleksander z żoną i córkami, Kazimierz /późniejszy Ojciec Klemens/, Ciotki: Komorowska i Badeniowa. Aleksander Szembek /stryj panny młodej/ z córkami, Stanisławowa Szembekowa z synem i córką, 4 córki Józefa Szembeka z Parczewa, Włodzimierz Szembek /późniejszy Salezjanin/, Wacław Niemojowski i licznie reprezentowane, spokrewnione rodziny Starowiejskich i Skrzyńskich oraz liczni znajomi. Biskup Jerzy Szembek w ostatniej chwili odwołał swój przyjazd. Mężczyźni wystąpili przeważnie w polskich strojach.

Ze względu na zamiłowania etnograficzne mojej Matki, orszak poprzedzało2 konnych drużbów z Siemianic, Nawrot i Trzęsicki, w dawnych siemianickich strojach. Wieczorem panna młoda z wszystkimi pannami, odtańczyły siemianicki taniec "ze świecami", a następnie urządzono autentyczne oczepiny.

Pogoda była śliczna. Bawiono się doskonale. Moi dziadostwo założyli szkoły podstawowe, w obu wsiach i ochronki dla dzieci wiejskich, które to ochronki prowadziły w Bruchnalu SS Służebniczki "polskie", a w Przyłbicach Służebniczki "ruskie", obrządku grecko-katol. Siostry pielęgnowały też chorych, zajmowały się ubogimi i kościołem, oraz cerkwią. Na to wszystko łożył, oczywiście mój Ojciec.

Moi dziadkowie i rodzice, dokładali wszelkich wysiłków do tego, by panowała zgoda i dobra współpraca, między obu narodami i obu wyznaniami. Na wilię i na święcone, byli do nas zapraszani księża obu obrządków i panowie z administracji obu narodowości. Majowe i czerwcowe nabożeństwo, odprawiane przez moją Matkę, w kaplicy domowej dla domowników i okolicznych ludzi rozpoczynało się modlitwą: "Módlmy się o pokój w kraju naszym, o miłość chrześcijańską między ludźmi, o zgodę obydwu obrządków i obydwu narodowości". Stosunki panujące u nas, aż do II-ej wojny były tak dobre, że w Święto Bożego Ciała, do procesji wychodzącej z kościoła rzymsko-katolickiego, dołączała procesja z cerkwi i księża śpiewali naprzemian ewangelię przy 4 ołtarzach.

Moja Matka założyła 2 lata przed wojną, w oparciu o SS Służebniczki w Bruchnalu Katolickie Stowarzyszenie Kobiet, a w Przyłbicach Tow. św. Wincentego a Paolo i działała sama w obu tych organizacjach. Urządzała też rekolekcje dla Sodalicji Pań u nas w domu.

Dla moich rodziców były to mimo wszystko trudne lata. W czasie I-ej wojny, Moskale spalili stary dworek moich dziadków, zrujnowali doszczętnie tzw. "nowy dom", spalili książki, archiwum, meble i zabudowania gospodarcze, zabrali inwentarz. Rodzice odbudowywali, urządzali, wychowywali nas. Kupili też dom we Lwowie, by umożliwić nam chodzenie do szkoły, a później tzw. "bywanie w świecie" moich starszych sióstr.

Było nas 8-oro z tego 3 z powołaniem zakonnym i kapłańskim. Było niewątpliwie zasługą mojej Matki, że prócz 2 sióstr, z których jedna Maria zmarła w wieku 15 lat, a druga Krystyna przerwała studia dla zamążpójścia, pozostali, tzn. sześcioro z nas ukończyło wyższe studia. Władaliśmy wszyscy 2 lub 3 językami zachodnimi, prócz łaciny. Ja studiowałam wprawdzie po wojnie, ale od dziecka wiedziałam, że nie poprzestanę na maturze.

Przed ślubem, a po śmierci ojca, bywała moja Matka często, wraz z Babką i rodzeństwem w Przyłbicach, koło Jaworowa, u swoich wujostwa Janów Szeptyckich. Przyjeżdżali tam zwłaszcza chętnie na Święta Bożego Narodzenia. Stąd bliski kontakt i serdeczne uczucia, jakie nawiązały się między moją Matką, a jej ciotką, a późniejszą teściową Zofią z Fredrów Szeptycką. Po ślubie, przejęła od niej moja Matka, całą tradycję domu przyłbickiego, przejęła jej sposób prowadzenia gospodarstwa, urządzania Świąt, upiększania ogrodu, oraz głęboką religijność, w której nas wszystkich wychowała. Mówiło się jeszcze za moich czasów /a byłam najmłodsza, urodzona 20 lat po śmierci babki/ "w pokoju Babci Zosi", "modlitwa Babci Zosi", a na ścianie wisiał kalendarz, z nie przesuniętą datą jej śmierci.

Moja Matka przechowała tradycję rodzinną w najdrobniejszych szczegółach. Dlatego też, do Przyłbic przyjeżdżali tak chętnie, zarówno moja babka Maria Szembekowa, jak i Stryjowie, zarówno Stryj Metropolita i Kazimierz, czyli Ojciec Klemens, jak i Generał Stanisław Szeptycki i Aleksander z Łabuń z rodziną. Moja Matka przenosząc się po ślubie do Przyłbic, mimo że była tak związana uczuciowo z całą rodziną i domem przyłbickim, przenosiła się jednak w zupełnie inną część Polski zamieszkałą przeważnie przez "Rusinów" jak wtedy mówiono i przyjmowała nowe obowiązki, niezależnie od obowiązków pani domu, żony i synowej.

Tak, jak wszystkim, cokolwiek robiła, zajmowała się dogłębnie, z pasją, tak też zajęła się prowadzeniem domu, ogrodu, gospodarstwa, wychowaniem dzieci, ale starała się też włożyć dużo wysiłku w pracę społeczną na wsi. Przyłbice, gdzie stał nasz dom rodzinny, były wsią ruską, ludność była wyznania grecko-katolickiego, we wsi stała stara, drewniana cerkiew. O 2 km od Przyłbic był Bruchnal, osada polska (mazurska) z XVII wieku. Tam stał stary, murowany kościół parafialny, rzymsko-katolicki. Co niedzielę jeździliśmy do kościoła na sumę, ale moja Matka, przyzwyczajona do codziennej mszy św., w każdą pogodę, codziennie chodziła na 7-mą do cerkwi.

Byliśmy chowani trochę po spartańsku: bez rozpieszczania. Rano szorowanie zimną wodą, spanie na sienniku i twardym jaśku, pod kocykiem. W pokoju do nauki twarde ławki. Wstyd było płakać, wstyd przyznać, że coś boli. Ubranie przerabiane po starszych. Jeść trzeba było, co podano do stołu, bez grymasów. Cukierki dostawało się czasem od babki lub ciotek. Pieniądze trzeba było zarobić, przy pracach w ogrodzie. Podróżowaliśmy III-ą klasą: było nas tak dużo! Za to konno jeździliśmy sami po całej okolicy w promieniu 10-15 km. W czasie okupacji i potem błogosławiłam to wychowanie. Było ono świetnym przygotowaniem na ciężkie czasy.

Moja Matka, na polecenie Ministerstwa jako właścicielka Siemianic, musiała wysłać do Muzeum Narodowego w Warszawie, pamiątki po Szembekach i Fredrach.

Ostatnim radosnym wydarzeniem w życiu mojej Matki, był ślub mojej siostry Krystyny z Franciszkiem Potworowskim z Goli pod Gostyniem, z którego matką przyjaźniła się moja Matka w latach panieńskich. Ślub odbył się w Przyłbicach 11 lipca 1939 roku, zjechała się rodzina i przyjaciele. Pan młody i większość młodych mężczyzn, w mundurach oficerów rezerwy. Państwo młodzi wyjechali, nadeszła wojna. Moja siostra Anna wyjechała zmobilizowana, jako pielęgniarka. Mój brat Andrzej nie zmobilizowany, jako kleryk, dołączył do cofających się polskich wojsk. Mnie rodzice wysłali z domu, wraz z odjeżdżającym z Przyłbic do Korczyny Generałem Stanisławem Szeptyckim i jego żoną, gdyż nadchodziły wiadomości, o zbliżającej się armii sowieckiej. Rodzice zostali sami. Zwlekali z wyjazdem, bo i I-sza wojna się przypominała oraz jej zniszczenia, a równocześnie niepokoili się o synową, która z dziećmi została na wschód od Lwowa w Dziewiętnikach.

Zostali rozstrzelani przez żołnierzy Armii Radzieckiej 27.09.39r. wraz z uciekinierem jezuitą o.Skibniewskim. Jak opowiadają świadkowie, moja Matka poszła dobrowolnie za prowadzonym na śmierć mężem.



Wracajac do naszego glownego bohatera - Piotra Wisniewskiego

Do 24 maja 2020 roku moja wiedza o jego bliskich ograniczala sie tylko do informacji o matce - pannie Wisniewskiej. Warto tutaj wspomniec, ze moje dzialania poszukiwawcze byly nastepstwem dzialan mojej cioci a wnuczki Wisniewskiego - Marii Jakubowskiej z d. Wawrzyniak. To ona w latach 90-tych poprzedniego stulecia usilnie probowala odnalezc informacje o naszych przodkach... Niestety ciocia Mariola (jak potocznie bylo uzywane jej polaczone imie Maria Jolanta) zmarla w 2011 roku..., ale jej corka - Sylwia - przekazala mi namiastke stworzonego przez nia drzewa genealogicznego:



oraz pisma, listy wysylane do Archiwow w celu uzyskania jakichkolwiek formalnych informacji...



W takiej niewiedzy trwalismy przez kolejne... kilkanascie lat... Az do momentu rozmowy                         z kolejna wnuczka Piotra Wisniewskiego - Aniela, ktora wspominala informacje przekazane jej przez Mame a corke Piotra - Zofie.
I.... Eureka - padla informacja, ze Piotr Wisniewski mial brata przyrodniego Blaszczyka.
Czyli jednak Apolonia wyszla za maz za niejakiego Blaszczyka... - pozostalo mi tylko pobyc archiwista online i odszukac Aktu Slubu Apolonii Wisniewskiej i Pana Blaszczyka.
Co udalo sie wykonac w 100%. Oto link do Aktu Slubu Panny Apolonii Jurczynskiej alias Wisniewskiej oraz wdowca Antoniego Blaszczyka. Slub odbyl sie we wrzesniu 1882 roku - wowczas nasz Piotr mial niespelna 3 miesiace...

Strona nr 1 Aktu Malzenstwa:
 
 

 
Strona nr 2 Aktu Malzenstwa:



https://szukajwarchiwach.pl/11/715/0/3/26/str/1/4/15/izVSVAf1HMjV0vO7Gf8CXA/#tabSkany

Formalne i dokumentalne poznawanie moich przodkow nastapilo...
W kolejnej czesci opisze dziecinstwo i wczesna mlodosc Piotra, przyrodnie rodzenstwo, funkcje ojczyma w Palacu - wzajemne przenikanie sie swiata dziecinstwa hrabianek oraz dzieci z "cienia", zainteresowania i wspolne dzialania archeologiczne...

Ciag dalszy nastapi...

Komentarze

  1. Piękne opowieści. Bardzo pięknie opisane . (Lidka z grupy NG)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty